Był jednym z najbardziej liczących się ludzi w stolicy Austro-Węgier. „Budzący postrach krytyk literacki” – tak go nazywano w Wiedniu. Friedrich Uhl przez 28 lat pełnił rolę redaktora naczelnego Wiener Zeitung, sprawiając, że pismo to stało się jednym z najistotniejszych w Europie.
Po przeczytaniu listu wściekł się. Rzucił pozłacanym piórem w ścianę. Nie mógł uwierzyć, że przegrał. Przez pięć długich miesięcy toczył spór z Arcyksięciem Franciszkiem Ferdynandem o felieton napisany przez jednego z dziennikarzy, który ukazał się końcem zeszłego roku w Wiener Zeitung. Monarcha uznał go za obraźliwy i haniebny, natomiast Uhl za opinię, która tak samo jak każda inna, ma prawo głosu. Obaj nie odpuścili. W starciu Habsburg vs Uhl tym razem przegrał ten drugi. Po 28 latach miał oddać stołek redaktora naczelnego najistotniejszego dziennika Austro-Węgrzech. Dziennika, z którego stworzył pismo liczące się w całej Europie.
Friedrich wyjrzał przez okno. Potrzebował zaczerpnąć świeżego powietrza. Wiadomość, że to koniec podniosła ciśnienie 75-latkowi. Wyciągnął z papierośnicy pokrytej masą perłową jednego, po czym zaczął grzać płuca tytoniem. Po chwili wrócił do środka. Zaczął rozglądać się po swoim gabinecie.
Na ścianie wisiało zdjęcie Fridy, jego córki. Spojrzał na nie. Była pewną siebie, przebojową i inteligentną kobietą. Uhl przypomniał sobie jej pierwszy opublikowany felieton. Był wówczas rok 1891, a kobiety próbujące sił w dziennikarstwie traktowano z góry. Nawet mąż Fridy żalił się w listach: „Ona pisze książki! To diabeł!”. Friedrich miał nieco inne zdanie na ten temat. Wydał zgodę na opublikowanie felietonu córki na łamach Wiener Zeitung i (o zgrozo) nie widział nic złego w tym, by podpisała się pod artykułem własnym imieniem i nazwiskiem, a nie trzema gwiazdkami lub męskim substytutem jak to do tej pory czyniono w innych redakcjach. Wiedział, że komu jak komu, ale jemu nikt nie podskoczy. Nawet Habsburgowie się z nim liczyli. Wykorzystał to. Dzięki swojej decyzji, po raz pierwszy w historii niemieckich mediów kobieta pisała felietony z podniesioną głową! Tuż przed publikacją wśród stołecznej elity zawrzało. Salony zalała na przemian fala plotek, oburzeń, zachwytu, krytyki i podekscytowania. Jedni cieszyli się, że w końcu ten dzień nadszedł inni nie dowierzali, że ktoś na to pozwolił. Uhl był jednak twardy i odważny. Nie dość, że zignorował krzywe miny, to jeszcze zdecydował, że felieton córki trafi na okładkę.
Stary Friedrich uśmiechnął się do zdjęcia Fridy. Spojrzał w lewo. Tam wisiała podobizna drugiej z jego córek – Marii. Ona również zajmowała się dziennikarstwem i pisarstwem. Podobnie jak ojciec i siostra, nie uległa krytyce. Wydała sztukę o kobiecie w spodniach, lubującej się w kłusownictwie. Poruszyła nie tylko Wiedniem, ale i Bawarią. Jedni byli zakochani w odwadze córek Uhla, inni uważali, że świat się kończy, a sam Uhl zwariował.
Córki kochały ojca. Był dla nich autorytetem i wsparciem. Gdy jeszcze mieszkali razem, wieczorami Friedrich czytał im literaturę i opowiadał bajki. Często nawiązywał w nich do swoich rodzinnych stron - Śląska Cieszyńskiego. Z wnukami równie dobrze się dogadywał. Jedynym członkiem rodziny, z którym nie było mu po drodze był jego zięć, August Strindberg, szwedzki pisarz. Uhl uważał go za finansową łamagę. Na domiar złego, Strindberg lubował się w opisywaniu konfliktów z żoną i teściem. Nie długo trzeba było czekać na rozpad małżeństwa Augusta z Fridą.
Friedrich podszedł do małego stoliczka, na którym stała niewielkich rozmiarów rzeźba. Wziął ją w dłonie. Otrzymał ją na dwudziestolecie piastowania stanowiska redaktora naczelnego Wiener Zeitung od męża Marii, Rudolfa Weyra, który zarabiał na życie rzeźbiarstwem. Za tym zięciem Uhl przepadał. Weyr swoją przyjaźń z teściem usymbolizował jeszcze innym, wyjątkowym monumentem. Na zamówienie rodziny cesarskiej, wyrzeźbił dzieło „Macht zur See” (pl. Moc na morzu), które stanęło tuż obok Hofburga, na wiedeńskim Michaelerplatz. Wizerunek Neptuna w tej rzeźbie został zainspirowany nikim innym jak właśnie Uhlem. Na to wspomnienie stary Friedrich ponownie się uśmiechnął. Otrzymał godne miejsce w stolicy, mające przypominać o nim następnym pokoleniom. (zobacz pomnik na mapie Wiednia: https://goo.gl/maps/g2A58GkGxy8crSf58)
Przez otwarte okno wpadała świeżość wiosennego poranka. Koniec maja w tym roku był wyjątkowo hojny w promienie słoneczne. Jak co dzień, o tej porze wiedeńczycy raczyli się kawą w towarzystwie najnowszego wydania Wiener Zeitung. To wydanie było jednak ostatnim pod batutą Uhla. Friedrich podszedł do swojego biurka. Było to solidne, mahoniowe dzieło zręcznego stolarza, wyścielone na górze zielonym suknem. Na nim leżał dzisiejszy egzemplarz Wiener Zeitung, zawierający felieton Uhla. Nosił tytuł „Kaffeehäuser”. Zajrzał do niego z uśmiechem. Mając świadomość jak został potraktowany jeszcze bardziej spodobało mu się jedno z pierwszych zdań swojego tekstu. „To co w naszym kraju uchwalił rząd, zawsze realizuje się tylko w połowie, choć w tym przypadku trzeba by dodać, na szczęście”. Uśmiechnął się kolejny raz. Tego dnia, jak na ironię, częściej znajdował powód do radości, niż kiedykolwiek wcześniej.
Wyciągając kolejnego papierosa, dostrzegł w gablotce stojącej przy mapie publikację „Märchen aus dem Weichselthale” (pl. Bajki znad Wisły). Był to zbiór opowiadań, którym między innymi debiutował na łamach wiedeńskiej prasy, gdy miał trochę więcej niż 20 lat. Bajki te nawiązywały do jego rodzinnych stron – Śląska Cieszyńskiego. Friedrich przymknął oczy. Zobaczył w wyobraźni swoje miasto – Teschen (pl. Cieszyn). To tam się urodził, dorastał i czerpał inspiracje. Jako dziecko podróżował od wioski do wioski, zachwycając się tym co dostrzegał. Zieleń, słońce, pagórki, różnorodność i dumę. Wszystko to robiło na nim wrażenie. Wyjechał do Wiednia na studia, gdy miał zaledwie 17 lat. Tęsknił, dlatego swoje pierwsze prace literackie poświęcał opowiadaniom osadzonym pomiędzy Olzą a Wisłą. Wyciągnął z gabloty to liczące już ponad 50 lat dzieło. Zgasił papierosa i zajrzał do środka. Przeczytał półgłosem „Der Zaubergarten” (pl. Magiczny ogród). Zaczął czytać i wspominać. „Słońce wschodziło nad górami, kiedy rozbudzony mały Johannes szybko zerwał się z koca rozścielonego na kuchennej ławie. Spojrzał na łóżko rodziców i z przerażeniem zauważył, że jest już puste. Wybiegł z domu w stronę strumienia, który płynął obok ich chaty. Przemył twarz i ręce, a potem wrócił po kapelusz i pasterski kilt, który zarzucił na ramiona. Podbiegł do szopy, by wypędzić owce na pastwisko” – tak zaczynała się ta bajka. Przypomniał sobie postaci rodziców, Josefa i Franziska Uhl. Ojciec zmarł w tym samym roku, w którym Friedrich osiągnął pierwszy sukces, publikując na łamach Wiener Zeitung „Bajki znad Wisły”. Matka, gdy miał zaledwie 9 lat. Wychowaniem zajęła się najpierw druga żona jego ojca, a po jej śmierci trzecia - Maria Diettrich, mieszkająca później na Wyższej Bramie, a zmarła przed dziesięcioma laty. Przed jego oczami pojawiła się postać tej pary. Strojnie wyszykowani w cieszyńskie stroje maszerowali na Wzgórze Zamkowe, gdzie uroczyście otwierano nowo wybudowany Habsburger-Jagdschloss (pl. Pałac Myśliwski Habsburgów). Za nimi podążał odświętnie ubrany, również w cieszyński strój, 15-letni Friedrich wraz z rodzeństwem. Na to wspomnienie Uhl uronił łzę. Brakowało mu tej beztrostroski dzieciństwa. Teraz ojciec, matka i macocha spoczywali już na cmentarzu miejskim przy Kościele św. Jerzego (ob. Park Liburnia). Regularnie odwiedzał miasto, by złożyć kwiaty na ich grobie. Zależało mu, by to miejsce w godny sposób przypominało o jego rodzicach.
Friedrich wziął głęboki oddech. Włożył pod pachę egzemplarz Bajek znad Wisły i ruszył w stronę drzwi. Nie chciał przeciągać rozstania. Przed nim zasłużona emerytura. Planował spędzić ją w kurorcie Mondsee (Górna Austria), gdzie miał luksusową willę. Nie zamierzał przestać pisać, a nowy redaktor naczelny Wiener Zeitung, Oskar Teuber, nie zamierzał mu w tym przeszkadzać. Przez lata pracy, Uhl wyrobił sobie opinię wytrawnego dziennikarza. Współpracował ze znanymi pisarzami i opiniotwórcami z całej Europy. Chociaż stracił pozycję redaktora naczelnego, nikt nie śmiał nawet pomyśleć, by zakazać mu pisać.
Wyszedł ze swojego gabinetu. Przed drzwiami stało mnóstwo kobiet i mężczyzn. Współpracownicy i czytelnicy. Szanowali go i podziwiali. Mieli świadomość, ile gazeta zawdzięcza Uhlowi. Mieli świadomość, ile zawdzięcza mu Wiedeń, a także cała monarchia. Rozległy się gromkie brawa. Friedrich ukłonił się. Poczuł, że nie jest przegrany. Miał dobry wpływ na kurs, który obrało dziennikarstwo. Wychodząc, spojrzał raz jeszcze na Neptuna z przypominającą mu kogoś twarzą. Ociosany kamień wpatrywał się w budynek redakcji Wiener Zeitung. „Pilnuj ich” – powiedział Uhl, po czym wsiadł do dyliżansu, rozpoczynając podróż na emeryturę.
Autor: Jonasz Milewski
Czy podobał Ci się ten artykuł? Polub, zostaw komentarz i udostępnij. Z góry dziękuję!
Postscriptum:
Friedrich Ulh (ur. 14 maja 1825 w Cieszynie; zm. 20 stycznia 1906 w Modsee) był jednym z najdłużej sprawujących funkcję redaktorów naczelnych Wiener Zeitung. Wybitny dziennikarz, pisarz i felietonista. Za jego czasów gazeta Wiener Zeitung stała się ważnym, opiniotwórczym pismem, szczególnie w dziedzinie kultury.
Wiener Zeitung to czołowe austriackie pismo ukazujące się od 1703 roku. Jest najstarszą istniejącą gazetą na świecie. W związku z decyzją rządu Republiki Austrii, 30 czerwca 2023 roku, po 320 latach istnienia, dziennik został zamknięty.
Cmentarz, na którym zostali pochowani rodzice Uhla, został w latach 60 zdewastowany, a w 1973 roku zlikwidowany. Obecnie w tym miejscu znajduje się Park Liburnia.
Bibliografia:
Comments