Jonasz Milewski
Na świecie zagościłem w 1992 roku, a miejscem które mnie przyjęło jako pierwsze był Cieszyn. Z kolei próby mojego wychowania odbywały się na terenach oddalonych od tego miasta o jakieś 30 kilometrów - w Jaworzynce (Gmina Istebna).
Nim to sobie uświadomiłem, tereny gdzie dorastałem wywarły na mojej osobie znaczący wpływ. Zarówno ten kulturowy jak i językowy. Mową którą przyswoiłem sobie najpierw, była jabłonkowska odmiana dialektu cieszyńskiego, wchodzącego w skład polskiej wersji języka śląskiego (tzw. gwara górali śląskich).

Moje dorastanie na Śląsku Cieszyńskim stało się stopniowym odkrywaniem nieoczywistości i złożoności świata, historii, teraźniejszości oraz ludzi. Zastanawiało mnie dlaczego część rodziny mieszka w Polsce, a część w Czechach. Skąd w jednym regionie tak wiele wyznań (w samej tylko Wiśle na 10 000 mieszkańców było ponad 10 religii)? Dlaczego moja prababcia miała niemieckie nazwisko Latzel? I z jakiego powodu podczas wakacji na Mazowszu, miejscowe dzieciaki nie rozumiały mojego języka?

Zacząłem drążyć temat. A że lubię ludzi i rozmowy z nimi, coraz bardziej poszerzałem wiedzę i „maltretowałem” innych, by się nią ze mną dzielili. To jednak nie wystarczyło. Chciałem poznać prawdziwe historie ludzi, te głęboko skrywane. Czytałem pamiętniki, listy, stare gazety, oglądałem wiekowe zdjęcia i portrety. Poznałem tysiące osób, zwłaszcza tych z siwizną na skroniach, którzy opowiadali mi o sobie, swoich przodkach i dawnych czasach.
To właśnie był impuls, by zacząć pisać. Zrozumiałem, że jako ludzie wcale się nie zmieniliśmy, mimo upływu lat. Choć zmieniają się nasze „zabawki”, to emocje, które kształtują nasze poglądy i decyzje pozostają takie same.
W 2020 roku ukazała się publikacja genealogiczna „Historia Rodzin Latzel i Mojeścik”, w której przedstawiłem wyniki moich poszukiwań rodzinnych. Udało mi się dotrzeć do dokumentów pozwalających odtworzyć losy przodków ze strony mojej mamy aż do 1650 roku (oczywiście tych „z prawego łoża”). Ta praca skłoniła mnie do refleksji: jesteśmy potomkami ludzi należących do różnych kultur, wyznań i narodowości. Sam z pochodzenia jestem jednocześnie Ślązakiem, Polakiem, Niemcem, Czechem, Morawianinem, Słowakiem, katolikiem, protestantem i żydem.
Ta różnorodność głęboko zmieniła moje spojrzenie na świat i na ludzi. Ale to nie wszystko. Zacząłem inaczej patrzeć na konflikty międzykulturowe, narodowe i religijne. Zrozumiałem, że nasze sympatie i uprzedzenia rodzą się często nie z faktów, lecz z emocji, mitów czy półprawd. A mimo to w ludziach wciąż dostrzegam coś niezwykle pięknego - zdolność do empatii, przebaczenia i tworzenia więzi ponad granicami języka, wiary i pochodzenia.
To właśnie próbuję uchwycić w swoich powieściach i opowiadaniach: prawdziwych ludzi z ich emocjami, rozterkami i wyborami, ale też z ich potrzebą czynienia dobra, poczucia bliskości i zrozumienia. Bo w końcu najpiękniejsze w ludziach jest to, że się zmieniają.






